poniedziałek, 2 lipca 2012

Kierunek: Rudawy Janowickie

Zaledwie dwa tygodnie temu wybraliśmy się na wyprawę. Plan był ambitny, zrealizowany w pełni. Nogi obolałe potrzebowały masażu, ale w kolejny piątek ruszyliśmy znowu i nie straszny nam deszcz! Ale wróćmy do wyprawy numer jeden.

Widok na Śnieżkę


      Punktualnie o 6:30 stawiliśmy się na Dworcu Głównym we Wrocławiu. Obiekt został pięknie odnowiony, więc szliśmy rozglądając się na boki- jak w jakimś muzeum.
Stoimy w kolejce, ludzi multum, wielu z plecakami. Jeszcze tylko mała nieprzyjemność ze strony czytelników pewnych gazet, którzy postanowili swoją wycieczkę organizować pod kasą („Przecież się musimy zorganizować!”), ale zdążamy na pociąg do Jeleniej Góry i w drogę. W sumie ledwo zdążamy, ale bieganie robi swoje, więc dajemy radę.
Wielkiego ścisku nie ma, siedzimy w przedziale w następującym składzie: nasza czwórka i chłopak, który w połowie trasy wysiadał więc ostatecznie przedział nasz. Śmiejemy się, robimy zdjęcia stacjom, kolega na lekkim kacu przysypia (ech... amatorzy ;).



    Studiujemy trasę: Chcemy dotrzeć do Janowic Wielkich, a stamtąd do Zamku Bolczów i Kolorowych Jeziorek. Znajomy (zapalony górołaz) stwierdza, że lepiej żebyśmy wysiedli wcześniej to nie będziemy się musieli wracać do jeziorek. 
 -To kiedy w końcu wysiadamy? – Pytam po chwili. Górołaz się wychyla i krzyczy:
-Już!
Rzucamy się do drzwi. Dopadłam ich pierwsza ale korba nijak nie chciała się przekręcić. Górołaz się dopycha i otwiera drzwi, ale pociąg już rusza.
-Skaczemy? – patrzę na niego jakby zgłupiał. Nie dość, że aparat przy pasie to jeszcze nie ma nas dwoje ale czworo.
-Nie, coś ty. – Decyzja zapadła, stajemy więc przy drzwiach i się zaśmiewamy.

   Po chwili wysiedliśmy w Janowicach i w drogę (po drodze zahaczamy o sklepik spożywczy przy dworcu: jagodzianki palce lizać!).

Zamek Bolczów

    Pierwszym większym przystankiem są ruiny Zamku Bolczów. (ok. 560 m n.p.m.). Rewelacyjne miejsce. Do środkach wchodzimy przez kładkę na suchej fosie i zaczynamy chodzić, rozglądać się. Tu jakby stara studnia, tam jakieś schody.
Wchodzimy na szczyt i mamy przed sobą górską panoramę. Wrażenia niezapomniane, ale idziemy dalej bo do jeziorek daleka droga. Muchy „idą” razem z nami. Jest dosyć ciepło i w lesie mnóstwo tego lata. Górołaz przystaje na moment i wokół niego, jak jakiś rój, latają paskudy. Śmieję się z niego, że wygląda jak Władca Much, pomimo tego że sama pewnie nie wyglądam lepiej. Żeby nas nie wkurzały bardziej nie zatrzymujemy się za często na dłuższe odpoczynki. Wyjątkiem był przystanek skąd było widać Śnieżkę i nawet śnieg w okolicy (sic!).



     Po pewnym czasie wychodzimy z lasu na Przełęcz Rędzińską, muchy nam odpuszczają, a oczom ukazuje się łąka pełna łubinu. Pierwszym moim skojarzeniem były angielskie wrzosowiska. Coś pięknego. Natykamy się nawet na gąsienicę-giganta (ok. 7 cm miała!) którą „przeprowadzamy” przez jezdnię przy okazji się naśmiewając, że jest „pędzona na uranie” (niedaleko Janowic Wielkich znajduje się, już teraz wieś, Miedzianka, gdzie miał być wydobywany uran). Jeszcze tylko zdobycie Wielkiej Kopy (871 m n.p.m.) i lecim na jeziorka.

Przełęcz Rędzińska

     W końcu na miejscu! Jest pierwsze jeziorko! Dobiegam szczęśliwa, lecę, pędzę a tu... kałuża. No, O.K. Niech będzie, nawet to ładne: w dole- gdzie się udajemy- jest sobie sadzaweczka i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że miał to być Zielony Stawek (ok. 730 m n.p.m.) . I naprawdę wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że nie był zielony. W pierwszej chwili przemknęło mi przez myśl, że to może to Żółte Jeziorko co to miało być wyschnięte. Ale nie. Zielone. Połazili? Porobili zdjęcia? To dawać w drogę!

Uranówka

    Następny przystanek: Niebieskie Jeziorko (ok. 635 m n.p.m.), które okazuje się być... zielone. Zaczynamy się zastanawiać czy tabliczek nie pisał jakiś mężczyzna. Ale jeziorko niczego sobie: w zagłębieniu, dosyć duże, woda aż krzyczała: Wskakuj! Na co czekasz?! No to jeszcze jedno: purpurowe. Jako że ja zamykałam cały ogonek, do jeziorka jako pierwszy doszedł Górołaz i już mi mówi:
– Nie będziesz zadowolona. – Ja coś mruczę w stylu: „A co? Znowu żółta breja?”. Niewiele się mylę. Jeziorko ma jakiś taki żółty odcień, znajduje się w dole, ale i tak jest ładnie. Warto dodać, że po raz kolejny uciechy dostarczyła nam tablica informacyjna na której było napisane, że woda ma cierpki smak i ph=3. Nie ma problemu, każdy ma swoje gusta smakowe, ale wiecie: Mamo, tato wolę wodę. Zwykłą, bez dodatków siarki ;) Skrzywienie z czasów chemii, nic nie poradzę.

Zielony Stawek

Niebieskie Jeziorko

Czerwone (Purpurowe) Jeziorko


   Po opuszczeniu lasu na dobre, udajemy się aż do Ciechanowic, gdzie czekamy na pociąg do Wrocławia przy dźwiękach piosenki „Chłop z Mazur”. Wiadomo, weselicho. Nawet nam przemknęło przez głowę, że jeśli pociąg nie przyjedzie to wbijamy na zabawę. Ale nie, jedzie. Pakujemy się więc z naszymi obolałymi kończynami do przedziału i zasypiamy. W końcu przed nami 2,5 godziny drogi.

Góry Sokole czyli Biust Lolobrygidy ;)


   Tak naprawdę domyślamy się, że kolory jeziorek są uwarunkowane pogodowo. Być może jeśli popada (albo nie) kolory się zmieniają. Nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem. Ale nie żałuję. Zrobiliśmy ponad 20km w prawie 9h. Dla mnie to dużo.


Następna wyprawa miała być dużo bardziej wymagająca, ale za słaba jestem, trzeba było trasę zmieniać :)


1 komentarz:

  1. Superrr wypad :) my tez bylismy na kolorowych jeziorkach i zamku Bolczów... Zameczek Godny Polecenia :) Pozdrowionka i zapraszamy do nas ;)

    OdpowiedzUsuń

podziel się